Dzisiejszy wpis będzie
bardziej osobisty niż zazwyczaj, postanowiłam podzielić się swoją historią – co
lub kto sprawiło, że mieszkam w Szwajcarii.
Chcesz
przeczytać historie innych Polek? Koniecznie zajrzyj na Klub Polki na Obczyźnie - moja historia
Wszystko zaczęło się na początku 2010 roku. A może nawet trochę wcześniej...
Pracowałam w Polsce w jednej z wielkich korporacji zajmujących się outsourcingiem. Praca była ciekawa, ale dość statyczna – żadnych podróży, siedzenie przy biurku i rozwiązywanie problemów zakupowych klienta. W połowie 2009 roku pojawiła się możliwość podroży do Brazylii w ramach nowego projektu – otwarcia działu zakupów naszej firmy w jednym z większych brazylijskich miast. Pomyślałam: To dla mnie! Miałam już kilka lat doświadczania, moja praca była doceniana, klienci mnie chwalili... Złożyłam swoją aplikację, pełna nadziei...
Po dwóch tygodniach okazało się że moje doświadczenie nie wystarczy i ktoś inny pojechał na ten projekt. Jednak moi przełożeni dostali ode mnie jasny sygnał, że jestem gotowa zmierzyć się wyzwaniem i poprowadzić projekt w innym kraju.
Pracowałam w Polsce w jednej z wielkich korporacji zajmujących się outsourcingiem. Praca była ciekawa, ale dość statyczna – żadnych podróży, siedzenie przy biurku i rozwiązywanie problemów zakupowych klienta. W połowie 2009 roku pojawiła się możliwość podroży do Brazylii w ramach nowego projektu – otwarcia działu zakupów naszej firmy w jednym z większych brazylijskich miast. Pomyślałam: To dla mnie! Miałam już kilka lat doświadczania, moja praca była doceniana, klienci mnie chwalili... Złożyłam swoją aplikację, pełna nadziei...
Po dwóch tygodniach okazało się że moje doświadczenie nie wystarczy i ktoś inny pojechał na ten projekt. Jednak moi przełożeni dostali ode mnie jasny sygnał, że jestem gotowa zmierzyć się wyzwaniem i poprowadzić projekt w innym kraju.
Kolejne miesiące
minęły bez większych zmian…
Na początku 2010
roku moja przełożona zapytała mnie czy nie byłabym zainteresowana projektem
przeniesienia działu zakupów jednej z amerykańskich korporacji na Filipiny.
Powiedziałam że oczywiście jestem gotowa! Projekt był ciągle w fazie
przygotowań, żadna umowa nie była jeszcze podpisana z firmą, ale klient
chciał zobaczyć potencjalnych konsultantów i ich doświadczenie. Moje dane
poszły w świat.
I zapadła cisza...
Po kilku
tygodniach ciszy pomyślałam, że pewnie klient zmienił zdanie i wybrał inna
firmę.
W połowie marca
odezwał się do mnie ktoś z centrali mojej firmy, że prawdopodobnie wylatujemy w ostatnim
tygodniu marca. Dwa tygodnie spędzimy w Europejskiej siedzibie firmy – a ta okazała się być
w Szwajcarii, i tydzień na Filipinach, w Manili. Byłam uradowana, a jednoczenie
przerażona – jak to już jedziemy? Tak szybko?
Wyjechaliśmy na początku kwietnia. Zakochałam się w Szwajcarii od pierwszego wyjrzenia przez okno samolotu... Ośnieżone szczyty alp w zachodzącym słońcu wyglądały magicznie!
Wyjechaliśmy na początku kwietnia. Zakochałam się w Szwajcarii od pierwszego wyjrzenia przez okno samolotu... Ośnieżone szczyty alp w zachodzącym słońcu wyglądały magicznie!
Mój pierwszy pobyt w Szwajcarii |
Pierwszy dzień w pracy, nie był łatwy - poznaliśmy grupę z która mieliśmy pracować. Atmosfera była napięta... tutaj male wprowadzenie: moim zadaniem było opisanie i przeanalizowanie procesu zakupowego (transakcyjnego) oraz zaproponowanie sposobu przeniesienia procesu i wprowadzenia ulepszeń tego procesu w filii mojej firmy w Manili. Dodatkowa informacja: ci wszyscy, którzy byli zaangażowani w ten proces w firmie klienta tracili pracę po zakończeniu projektu. I oni wszyscy o tym wiedzieli. Wracając do napiętej sytuacji.. dyrektorka finansowa przedstawiła nam grupę osób, z która mieliśmy pracować... Uściski rąk, wymuszone uśmiechy... I nagle pojawił się ON. Jedno spojrzenie, drugie. Pomyślałam „Mam nadzieję, że będę miała okazję z nim pracować”.
Po kilku dniach umówiliśmy się na kawę, potem na drugą, trzecią... I tak mijały dni, zakończenie projektu w Szwajcarii było za pasem, a moje serce szalało.
Mój wyjazd na Filipiny był zaplanowany na sobotę 16 kwietnia. Kilka dni wcześniej jednak stało się coś, czego nikt nie przewidział. Wybuchł na Islandii wulkan Eyjafjallajökull, cala Europa uziemiona, ludzie koczują na lotniskach, a ja... A ja cala w skowronkach! Kocham cię Eyjafjallajökull! Mój lot Genewa-Amsterdam-Manila odwołany. Mamy jeszcze cały tydzień dla siebie! Lepiej być nie mogło.
Po kilku dniach umówiliśmy się na kawę, potem na drugą, trzecią... I tak mijały dni, zakończenie projektu w Szwajcarii było za pasem, a moje serce szalało.
Mój wyjazd na Filipiny był zaplanowany na sobotę 16 kwietnia. Kilka dni wcześniej jednak stało się coś, czego nikt nie przewidział. Wybuchł na Islandii wulkan Eyjafjallajökull, cala Europa uziemiona, ludzie koczują na lotniskach, a ja... A ja cala w skowronkach! Kocham cię Eyjafjallajökull! Mój lot Genewa-Amsterdam-Manila odwołany. Mamy jeszcze cały tydzień dla siebie! Lepiej być nie mogło.
Eyjafjallajökull Źródło: https://www.flickr.com/photos/ingolfurb/4630365396/ |
Z perspektywy czasu myślę, że to własnie ten dodatkowy tydzień zmienił wszystko, i zmienił nasze życie… Po powrocie do Polski jeszcze prawie 1,5 roku lataliśmy na trasie Warszawa-Genewa.
W końcu przyszedł ten dzień kiedy zdecydowaliśmy, że przeprowadzę się do niego. I w październiku minęło dokładnie 3 lata, kiedy tutaj jestem, i jednocześnie 1,5 roku od naszego ślubu (który był najcudowniejszy na świecie).
To nie były łatwe trzy lata, wiele razy myślałam, że powinnam wrócić do Polski. Ale ciągle tutaj jestem, i cieszę się życiem.
Teraz razem idziemy w kierunku nowej przygody, w przyszłym roku przenosimy się do Stanów Zjednoczonych, więc to już nie będzie Bienvenue en Suisse, ale Welcome to America!
Pani w Urzędzie Stanu Cywilnego powiedziała: Proszę podpisać się nowym nazwiskiem. Szok... w amoku przygotowań zapomniałam poćwiczyć nowy podpis... |
niesamowita historia Aniu ..ależ Eyjafjallajökull zagrał rolę w Waszmy filmie :^)
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=VDyIPX-8NrE
serdeczne gratulacje ...
gdzie będziecie mieszkać w Stanach ?
Piotr, dziękuję :) Film jest już na mojej liście "koniecznie do obejrzenia".
UsuńA przeprowadzamy się na Florydę, dokładnie Miami. Pozdrawiam!
:^) https://www.youtube.com/watch?v=PafDMB8IBvI
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytac o takich nieoczekiwanych zmianach i "wybrykach losu". Szkoda tylko, ze Szwajcarie opuszczacie, ale powodzenia w Stanach!
OdpowiedzUsuńDziękuję Kasia :) Szwajcarię opuszczamy czasowo. Mam nadzieję wrócić za 2-3 lata. Pozdrawiam!
UsuńTroche mi sie oczy spocily :) iękna historia z happy endem, cos musi byc na rzeczy z przeznaczeniem...
OdpowiedzUsuńDziękuję Karolina, myślę że bez wulkanu historia by się nie rozwinęła. Mamy w planach podróż na Islandię, żeby zobaczyć wulkan który nas połączył :) Pozdrawiam!
UsuńŚwietna historia, jesteś chyba pierwszą osobą, która wyraża swoją wdzięczność dla islandzkiego wulkanu, wszyscy inni przeklinali go niemiłosiernie :D
OdpowiedzUsuńTo prawda :) ten wulkan pomogl nam. Taka nasza 'swatka' :)
UsuńBelles photos!!! :)
OdpowiedzUsuńMerci :)
UsuńPiękna historia. Przyznam, że przyciągnął mnie tytuł, a dokładnie Islandia :D Czytając już myślałam, że miałaś również przystanek Islandia :D Zapraszamy
OdpowiedzUsuńTo jest nasze marzenie - pojechac na Islandie i zobaczyc wulkan, ktory zawarzyl na naszym zyciu.
UsuńPozdrawiam!
Bardzo ciekawie to zostało opisane.
OdpowiedzUsuń