Ostatnie dni Montreux Jazz Festival i ostatnia szansa na dobre koncerty za darmo (za najlepsze trzeba słono płacić...) Wczoraj posłuchałam Niki and The Dove (gdzieś przeczytałam, że to nowa Kate Bush), Citizens! (spodziewałam się czegoś lepszego...). Dzisiaj przez totalny przypadek trafiłam na koncert japońskiego zespołu Gocoo. Rzadko zdarza mi się słuchać na żywo wschodniej muzyki, ale to co zobaczyłam i usłyszałam było niesamowite. To były tylko i aż bębny, które wyczarowały tak niesamowite dźwięki, muzycy tworzyli teatr, wszystko było wspaniale zsynchronizowane. Przez pierwsze 10 minut stałam jak wryta i czułam ciarki na plecach, już dawno muzyka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Chociaż myślę, że nie tylko na mnie, bo po koncercie do stoiska z płytami Gocoo ustawiła się długa kolejka.
Zdjęcia nie oddają tego co widziałam, ale było magicznie i wzruszająco... a film nie chce się załadować :-(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz