19.11.2014

Trochę o Brazylii, trochę o Islandii, czyli dlaczego mieszkam w Szwajcarii…


Dzisiejszy wpis będzie bardziej osobisty niż zazwyczaj, postanowiłam podzielić się swoją historią – co lub kto sprawiło, że mieszkam w Szwajcarii. 
Chcesz przeczytać historie innych Polek? Koniecznie zajrzyj na Klub Polki na Obczyźnie - moja historia

Wszystko zaczęło się na początku 2010 roku. A może nawet trochę wcześniej...
Pracowałam w Polsce w jednej z wielkich korporacji zajmujących się outsourcingiem. Praca była ciekawa, ale dość statyczna – żadnych podróży, siedzenie przy biurku i rozwiązywanie problemów zakupowych klienta. W połowie 2009 roku pojawiła się możliwość podroży do Brazylii w ramach nowego projektu – otwarcia działu zakupów naszej firmy w jednym z większych brazylijskich miast. Pomyślałam: To dla mnie! Miałam już kilka lat doświadczania, moja praca była doceniana, klienci mnie chwalili... Złożyłam swoją aplikację, pełna nadziei... 
Po dwóch tygodniach okazało się że moje doświadczenie nie wystarczy i ktoś inny pojechał na ten projekt. Jednak moi przełożeni dostali ode mnie jasny sygnał, że jestem gotowa zmierzyć się wyzwaniem i poprowadzić projekt w innym kraju.
Kolejne miesiące minęły bez większych zmian…

Na początku 2010 roku moja przełożona zapytała mnie czy nie byłabym zainteresowana projektem przeniesienia działu zakupów jednej z amerykańskich korporacji na Filipiny. Powiedziałam że oczywiście jestem gotowa! Projekt był ciągle w fazie przygotowań, żadna umowa nie była jeszcze podpisana z firmą, ale klient chciał zobaczyć potencjalnych konsultantów i ich doświadczenie. Moje dane poszły w świat.
I zapadła cisza...

Po kilku tygodniach ciszy pomyślałam, że pewnie klient zmienił zdanie i wybrał inna firmę. 
W połowie marca odezwał się do mnie ktoś z centrali mojej firmy, że prawdopodobnie wylatujemy w ostatnim tygodniu marca. Dwa tygodnie spędzimy w Europejskiej siedzibie firmy – a ta okazała się być w Szwajcarii, i tydzień na Filipinach, w Manili. Byłam uradowana, a jednoczenie przerażona – jak to już jedziemy? Tak szybko? 

Wyjechaliśmy  na początku kwietnia. Zakochałam się w Szwajcarii od pierwszego wyjrzenia przez okno samolotu... Ośnieżone szczyty alp w zachodzącym słońcu wyglądały magicznie!



Mój pierwszy pobyt w Szwajcarii

Pierwszy dzień w pracy, nie był łatwy -  poznaliśmy grupę z która mieliśmy pracować. Atmosfera była napięta... tutaj male wprowadzenie: moim zadaniem było opisanie i przeanalizowanie procesu zakupowego (transakcyjnego) oraz zaproponowanie sposobu przeniesienia procesu i wprowadzenia ulepszeń tego procesu w filii mojej firmy w Manili. Dodatkowa informacja: ci wszyscy, którzy byli zaangażowani w ten proces w firmie klienta tracili pracę po zakończeniu projektu. I oni wszyscy o tym wiedzieli. Wracając do napiętej sytuacji.. dyrektorka finansowa przedstawiła nam grupę osób, z która mieliśmy pracować... Uściski rąk, wymuszone uśmiechy... I nagle pojawił się ON. Jedno spojrzenie, drugie. Pomyślałam „Mam nadzieję, że będę miała okazję z nim pracować”.
Po kilku dniach umówiliśmy się na kawę, potem na drugą, trzecią... I tak mijały dni, zakończenie projektu w Szwajcarii było za pasem, a moje serce szalało.

Mój wyjazd na Filipiny był zaplanowany na sobotę 16 kwietnia. Kilka dni wcześniej jednak stało się coś, czego nikt nie przewidział. Wybuchł na Islandii wulkan Eyjafjallajökull, cala Europa uziemiona, ludzie koczują na lotniskach, a ja... A ja cala w skowronkach! Kocham cię Eyjafjallajökull! Mój lot Genewa-Amsterdam-Manila odwołany. Mamy jeszcze cały tydzień dla siebie! Lepiej być nie mogło.


Eyjafjallajökull Źródło: https://www.flickr.com/photos/ingolfurb/4630365396/

Z perspektywy czasu myślę, że to własnie ten dodatkowy tydzień zmienił wszystko, i zmienił nasze życie… Po powrocie do Polski jeszcze prawie 1,5 roku lataliśmy na trasie Warszawa-Genewa.

W końcu przyszedł ten dzień kiedy zdecydowaliśmy, że przeprowadzę się do niego. I w październiku minęło dokładnie 3 lata, kiedy tutaj jestem, i jednocześnie 1,5 roku od naszego ślubu (który był najcudowniejszy na świecie). 
To nie były łatwe trzy lata, wiele razy myślałam, że powinnam wrócić do Polski. Ale ciągle tutaj jestem, i cieszę się życiem.

Teraz razem idziemy w kierunku nowej przygody, w przyszłym roku przenosimy się do Stanów Zjednoczonych, więc to już nie będzie Bienvenue en Suisse, ale Welcome to America!
 
Kilka dni przed przeprowadzką. Niestety mój Franciszek został w Polsce z rodzicami


Pani w Urzędzie Stanu Cywilnego powiedziała: Proszę podpisać się nowym nazwiskiem. Szok... w amoku przygotowań zapomniałam poćwiczyć nowy podpis... 


My!