Do wyjazdu
przygotowywałam się przez miesiąc, odeszłam z pracy we wrześniu 2011
roku, byłam bardzo podekscytowana i gotowa na nowe życie w alpejskim raju. Załatwiałam
ubezpieczenie, domykałam stare sprawy w Polsce, zrobiłam generalny porządek w
moich rzeczach, które miałam zostawić u rodziców. Zostawiłam „otwarte” drzwi w
kilku firmach, gdyby okazało się że mój wyjazd to wielkie nieporozumienie. Czas przygotowań do wyjazdu pamiętam bardzo dobrze, ale przyznam się szczerze,
że nie pamiętam dnia wyjazdu - kiedy rodzice odwieźli mnie na dworzec, nie pamiętam drogi autobusem
do Szwajcarii. Dobrze za to pamiętam mój wielki bagaż, ogromną czarną walizkę
oraz plecak ze stelażem, w których miałam prawie całe moje życie. Pamiętam, że mój M. odebrał mnie z przystanku przy
stadionie olimpijskim w Lozannie. Nie pamiętam za to jak wróciliśmy do jego
mieszkania – autobusem, taksówką, samochodem?
Przez pierwsze
dwa tygodnie mieszkaliśmy z moją przyszłą teściową, przeuroczą kobietą, ale
przyzwyczajoną do życia w pojedynkę. Wiem, że było jej trudno mieć mnie w domu
cały czas. Nie pamiętam sobotniego wieczoru, kiedy przyjechałam, chyba mieszanka
radości, niepewności o przyszłość zupełnie zabrała te wspomnienia. Świetnie
pamiętam za to drugi dzień w mojej nowej ojczyźnie – wspaniały spacer nad
brzegiem jeziora, w promieniach jesiennego słońca, otoczona feerią kolorów
jesiennych liści. Ta niedziela właśnie dała mi na jakiś czas siłę, nadzieję i
dużo radości. To było piękne popołudnie, pełne zachwytu. Czułam, że mogę tam
zostać i zacząć budować swoje nowe życie.
Jeden z pierwszych spacerów po przeprowadzce do Szwajcarii |
"Ostatnie" zdjęcie przed wyjazdem ze Szwajcarii |
Pierwszy dzień: USA
Mój drugi
pierwszy dzień w nowej ojczyźnie pamiętam zdecydowanie lepiej. Tym razem więcej
było niepewności i smutku. W sobotni styczniowy poranek 2015 roku, tuż przed
wylotem, Szwajcaria żegnała nas przepiękną pogodą – jak na dłoni widać było alpejskie
szczyty. Pamiętam dobrze jak stałam nad brzegiem jeziora i płakałam,
zastanawiałam się jak mogę zamienić ten kraj na jakiś inny? Potem do głosu
doszedł rozsądek i powody, dla których zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę. Lecieliśmy
z Genewy, przez Zurych do Miami. Pamiętam, że samolot był wypełniony po brzegi,
to był styczeń pełnia sezonu w Miami. Nasz samolot lądował już po zachodzie
słońca, pilot zawrócił nad obszarem Everglades i pamiętam, że w wodzie
widziałam odbicie księżyca – wyglądało magicznie. Wzięłam to za dobry znak,
że wszystko będzie w porządku i dam radę po raz kolejny. Mój M. wyprowadził się
ze Szwajcarii kilka tygodni przede mną i to on przygotował mieszkanie na mój
przyjazd. Pamiętam jazdę windą na 35 piętro, prawie puste mieszkanie i zachwyt nad widokiem z balkonu.
Wszystko było takie wielkie, inne, nowe. Pierwszej nocy nie zmrużyłam oka – hałas
za oknem był nie do zniesienia, huk samolotów wybudzał mnie za każdym razem
kiedy zapadałam w drzemkę. Po dwóch latach przyzwyczaiłam się do hałasu, ale
wciąż nie przyzwyczaiłam się do Miami.
Pierwszy poranek w naszym mieszkaniu w Miami |
Wpis jest częścią wiosennego projektu Klubu Polki na Obczyźnie - Pierwszy dzień w moim nowym kraju