5.10.2015

G jak Góry

Chodzenie po górach zawsze wydawało mi się nudne. Wdrapać się na szczyt totalnie zasapaną, rozejrzeć się wokół i zejść tą samą drogą. Po co to komu? Ale wydaje mi się, że moja wyobraźnia nie była zbyt bogata w krajobrazy, bo kiedy pierwszy raz zobaczyłam Alpy z samolotu w 2010 roku, wiedziałam, że wpadłam po uszy.

G jak Góry 

Nie zapomnę tego zachwytu, kiedy pierwszy raz weszłam na Rochers de Naye - szczyt znajdujący się we francuskojęzycznej części Szwajcarii, świat wygląda wspaniale z ponad 2000 metrów. Ten wspaniały moment, kiedy patrzy się na mapę widocznych szczytów i gdzieś tam bieli się Mount Blanc. To pragnienie, aby zatrzymać chwilę, żeby świat się przestał kręcić, a ja żebym mogła podziwiać piękno przyrody, która mnie otacza. Serce wtedy bije mocniej, a w oczach pojawiają się łzy zachwytu.
Nie przypomniam sobie, czy jest jeszcze coś takiego co zrobiło na mnie takie wrażenie jak jedna z moich pierwszych górskich wypraw. Oczywiście, wiele razy potem wchodziliśmy na różne szczyty, ale chyba ten pierwszy najbardziej został mi w pamięci.

Jest jeszcze jedna taka wyprawa górska, którą świetnie pamiętam, zaczęliśmy w Solalex, przeszliśmy przez przełęcz Pas de Cheville i doszliśmy do jeziora Derborence, po drodze kupując świeży ser prosto od producenta. Kiedy rozłożyliśmy nasz piknik tuż przy jeziorze, zostaliśmy otoczeni przez krowy. Nie jest przyjemne, kiedy chcesz zjeść kanapkę nagle słyszysz oddech krowy tuż nad uchem. Kiedy przenieśliśmy się w inne miejsce, krowy podążyły za nami. Jakie szczęście, że niedługo potem pojawili się krowi właściciele i udało im się zapanować nad wałęsającymi się zwierzętami.
Co było cudowne nad jeziorem to niezliczone ilości motyli, które obsiadały wszystkich i wszystko dookoła. Po pikniku czekała nas droga powrotna - w całości wycieczka miała jakieś 15 do 17 km. Nic dziwnego, że niektórzy zasnęli nad talerzami z kolacją.

Góry pozwoliły mi pozbyć się stresu, który się we mnie gromadził w trudnych czasach w Szwajcarii. Góry dały mi oddech i spokój. Trudno tutaj w Miami o widoki, które zapierają dech w piersiach.
Dlatego nie mogę doczekać się końca listopada, w planach mamy wizytę w amerykańskich górach - Great Smoky Mountains National Park.


Caux (kanton Vaud), wycieczka zimowa

Pas de Cheville (kanton Vaud)

Gornergrat, w tle najwyższy szczyt Alp szwajcarskich - Dufourspitze (4,634 m npm) 

W czasie wyprawy do jeziora Derborence (gdzieś na pograniczu kantonu Vaud and Valais)

Motyle nad jeziorem Derborence

Les Pleiades, w tle Rochers de Naye
Okolice Verbier, z głową ponad chmurami
Rochers de Naye, widok na Jung Frau (kanton Bern)

Wschód słońca na Rochers de Naye

Zachód słońca na Rochers de Naye, z widokiem na jezioro Genewskie/Lemańskie

Dents du Midi, kanton Valais


Inne G:
Gone to Texas - G for Guacamole

3 komentarze:

  1. Może dlatego, że Alpy nie są nudne ;-). Można chodzić i chodzić i chyba nigdy ich do końca nie odkryć, wejść jednym szlakiem, zejść innym :-D. Ja osobiście uwielbiam (z wiadomych względów). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się bardzo, że trafiłam do Klubu Polek i jest tu tyle fajnych osób, które dzielą się zdjęciami z tak pięknych miejsc jak powyżej :)
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, ja to chyba potrzebowałabym jakąś windę żeby dostać się na ten szczyt :) Gratulacje! :)

    OdpowiedzUsuń